15 lutego, 2025

Potęga kobiet! Polskie horrory zdobywają historyczne zwycięstwo, bijąc rekordy.

Potęga kobiet! Polskie horrory zdobywają historyczne zwycięstwo, bijąc rekordy.

21 czerwca 2024 roku to kolejny dzień, który złotymi literami zapisze się w historii polskiej kobiecej siatkówki.

Latami to wydawało się niemożliwe – wygrać z Turcją tak ważny mecz? Przecież do tej pory Polki w kluczowych spotkaniach przeciwko nim przegrywały. Tak było choćby w fazie grupowej domowych mistrzostw świata jesienią̨ 2022 roku, gdy było 2:3 dla Turcji, czy w przypadku bolesnej porażki 0:3 w ćwierćfinale zeszłorocznych mistrzostw Europy siatkarek.

Zawsze brakowało czegoś, żeby nawiązać choćby do legendarnego zwycięstwa „Złotek” z 2003 roku dającego im pierwszy złoty medal ME.

Te mecze w ostatnich latach zawsze wykańczały nerwowo, kosztowały dużo zdrowia zawodniczki i na koniec przynosiły niedosyt, czasem rozczarowanie albo wręcz spory żal. Tym razem, choć to znów był prawdziwy siatkarski dreszczowiec, zakończył się inaczej: z happy endem dla Polek!

Po pięciu setach niezwykłego boju mogły skakać i tańczyć na boisku w Bangkoku.

Siła składu

Polki zaczęły świetnie, ale potem nie zatrzymały świetnie napędzającej się machiny Polki zaczęły ćwierćfinał Ligi Narodów z Magdaleną Stysiak w ataku, Joanną Wołosz na rozegraniu, Magdaleną Jurczyk i Agnieszką Korneluk w roli środkowych, Natalią Mędrzyk i Martyną Łukasik w przyjęciu, a także Aleksandrą Szczygłowską jako libero.

I świetnie weszły w mecz oraz pierwszego seta.

  • Zaczeły od prowadzenia trzema punktami – najpierw 3:0, potem 8:5 i w końcu 12:9.
  • Grały bardzo pewnie i odpowiednio wstrzymywały siłę rywalek.

Wykorzystywaniem kolejnych na skrzydle imponowała przede wszystkim Łukasik.

  1. Wydawało się, że będą w stanie kontrolować grę.
  2. I prowadzić ją tak, żeby wykorzystać zyskaną przewagę.

Niestety, ten dobry moment potrwał niewiele. Turczynki odpowiedziały polskiej drużynie dwoma seriami punktowymi, które zupełnie wybiły ją z rytmu.

Najpierw sześciopunktową, od 12:10 do 12:15 – odrobiły straty z nawiązką, wychodząc na prowadzenie. Polkom udało się kolejne kilka akcji rozegrać w równej walce z przeciwniczkami.

Moc rywalek

Jednak już wtedy było widać, że aktualne mistrzynie Europy nabierają coraz większej pewności w tym, co robiły na boisku.

Następnie uaktywniła się Melissa Vargas – jedna z najlepszych zawodniczek na świecie. Trafiła na zagrywkę i z wyniku 18:18 zrobiło się 18:24.

Polki były ostrzeliwane kolejnymi pociskami z pola serwisowego Turczynek i nie potrafiły zatrzymać ich napędzającej się machiny.

Rywalki były zbyt silne, do zagrywek Vargas musiały się ustawiać aż cztery zawodniczki w przyjęciu, a i to czasem nie wystarczało.

Polkom nie pomagały też zmiany wprowadzane przez trenera Stefano Lavariniego.

Odmiany w grze nie dała ta podwójna, gdy w rozegraniu pojawiła się Katarzyna Wenerska, a w ataku Malwina Smarzek.

Nieco oddechu w przyjęciu i świeżości przyniosła Martyna Czyrniańska, która weszła za Natalię Mędryk, ale została wprowadzona za późno, żeby wyraźnie wpłynąć na przebieg seta otwierającego spotkanie.

Polki ostatecznie przegrały go do 20.

W Turczynkach jakby coś pękło. Dwa sety dały zespołowi Lavariniego przewagę.

Odwrót sytuacji

Na start drugiego seta Lavarini zostawił na boisku Czyrniańską i oczekiwał, że pociągnie za sobą zespół, pomoże poprawić grę pozostałym zawodniczkom.

Szkoda było niewykorzystanej szansy, bo rytm, z jakim rozpoczęły grę, szybko został zgubiony.

Po stronie Polek brakowało przede wszystkim ich największego atutu z poprzednich spotkań – Magdaleny Stysiak w wysokiej formie.

Po pierwszej partii w jej dorobku widniało okrągłe zero procent skuteczności w ataku.

Turczynki nie były też pod presją agresywnej zagrywki ze strony zawodniczek Lavariniego, więc w drugiej części seta dosyć swobodnie przenosiły to na własną skuteczność.

Początek drugiej partii przyniósł nieco przewagi siatkarkom z Turcji. Zespół trenera Daniele Santarelliego nie stracił dużo mocy z końcówki poprzedniej partii i wyglądał nieco lepiej od Polek – prowadził 8:5 i 11:9.

Ale w tym momencie jakby coś w nich pękło. Zagrania Melissy Vargas przestały mieć taką moc, nikt Polek nie dociskał do parkietu, a i one złapały oddech i zdecydowanie poprawiły grę.

Wreszcie pojawiły się skuteczne ataki Stysiak, przyjęcie weszło na poziom, dzięki któremu Joanna Wołosz mogła zacząć wykorzystywać w grze środkowe, a Martyna Czyrniańska od wejścia na boisko nie zwalniała tempa.

W drugim i trzecim secie u Polek wszystko funkcjonowało niemal dokładnie tak jak powinno.

Emocje pojawiły się tylko podczas końcówki drugiej partii.

Pomimo wysokiej przewagi, która w pewnym momencie sięgnęła nawet pięciu punktów (19:14), Turczynki walczyły o zachowanie bezpośredniej walki do końca seta.

Udało im się zbliżyć na jeden punkt – przy stanie 23:22, ale kolejne dwa punkty padły łupem polskich zawodniczek i udało się doprowadzić do remisu 1:1 w setach.

  1. Szybowała w górę skuteczność Stysiak, a cuda w obronie wyprawiała Aleksandra Szczygłowska, którą realizator omyłkowo podpisał jako Paolę Egonu, jedną z najlepszych atakujących na świecie.

Wyjście na prowadzenie 2:1 w całym meczu przebiegło nawet sprawniej: Polki dość szybko zdobyły trzypunktową przewagę (13:10, potem 17:14), podwoiły ją (20:14), a na koniec seta pozostały pięć punktów przed Turczynkami.

Na twarzach Polek widać było uśmiechy, po wygrywanych akcjach pojawiały się cieszynki, a w grze widać było zadziorność.

As serwisowy kończący trzeciego seta tylko to potwierdził.

Szalony finał

Nerwowa końcówka i szaleństwo po wielkim zwycięstwie. Polki są wielkie.

Niestety, to byłoby chyba zbyt proste, gdyby mecz pomiędzy polskimi i tureckimi siatkarkami tak się zakończył.

W czwartym secie Polki nie prowadziły ani razu.

Do pewnego momentu gra toczyła się równo, a mistrzynie Europy były tylko delikatnie z przodu.

Ale wkrótce trzy punkty przewagi (13:16) zamieniły w sześć (21:15).

Nie pomogła nawet pokerowa zagrywka Stefano Lavariniego – zmiana Justyny Łysiak.

Szkoleniowiec wprowadził ją na boisko w przyjmującej, za Martynę Łukasik, żeby wzmocnić stabilność ich gry przeciwko nakręconym Turczynkom. To jednak nie wystarczyło, żeby choćby mieć możliwość je w końcu złamać.

Triumfował szyderczy uśmiech i prowokacje Ebrar Karakurt.

Jedna z liderek Turczynek słynie z nieczystych zagrywek i znów miała swój moment: grała naprawdę dobrze i prowadziła swój zespół do tie-breaka.

Turczynki wróciły do bardzo wysokiej jakości własnej gry. To, jak ważne było zyskanie jej w takim momencie spotkania potwierdzała reakcja Daniele Santarelliego na ostatnią akcję seta.

Jego zawodniczki obiły polski blok i wygrały 25:19, a włoski szkoleniowiec z okrzykiem radości mocno zacisnął pięść, nawet nie czekając, czy rywal będzie jeszcze sprawdzał tę sytuację na challenge’u.

Turczynki znów były w grze, ale Polki w drugiej połowie czwartej partii wyglądały, jakby od tamtego momentu już tylko gromadziły siły na decydującego seta.

I choć w tie-breaku zaczęło się od 1:3 dla rywalek, to polski zespół napędzał się w swojej dobrej grze coraz szybciej.

Sześć punktów z rzędu dało im prowadzenie 7:3, a po zmianie stron ta przewaga zwiększyła się jeszcze do pięciu punktów (12:5).

Końcówka była nerwowa, bo Turczynkom udało się ją zmniejszyć do zaledwie jednego punktu przy 12:11.

Kolejne trzy należały już jednak do Polek. To one wygrały tie-breaka 15:11, cały mecz 3:2 i mogły szaleć na boisku.

Zawodniczki Lavariniego są wielkie. Wytrzymały ogromną presję grania tego spotkania na sporych nerwach i ostrzu noża. Rywalizację z Turczynkami oglądało się z wielkimi emocjami, ale też doświadczeniem w tym, jak często do tej pory nie udawało się przechylać tych meczów na swoją stronę.

Tym razem wszystko poszło po myśli Polek.

Teraz powalczą o drugi medal Ligi Narodów z rzędu. W zeszłym roku udało się zdobyć brąz. Czy teraz po pokonaniu obrończyń tytułu i najlepszej drużyny poprzedniego sezonu można liczyć na jeszcze więcej?

Na razie w sobotę czeka je półfinał z Włoszkami i tym zwycięstwem właśnie je postraszyły.

Spotkanie zaplanowano na godzinę 12:00 czasu polskiego. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.