Jeśli chcecie wiedzieć, co polityk wybrany przez Donalda Trumpa na wiceprezydenta myśli o Niemczech, nie musicie szukać daleko. J.D. Vance, 39-letni senator z Ohio, jeszcze w lutym wyśmiewał się z Bundeswehry na łamach „Financial Times”. „Okno możliwości może się zamknąć”.
Ekspertka ds. Ukrainy ujawnia najczulszy punkt Putina. „Wtedy zakończy się wojna” W opublikowanym tam artykule stwierdził, że niemiecka armia nie jest w stanie wystawić nawet „jednej zdolnej do walki brygady” oraz postawił prowokacyjne pytanie: jeśli państwa europejskie nie są w stanie nawet się bronić, to czy są jeszcze sojusznikami, czy już klientami USA?
Groźby z obozu Trumpa Zasadniczo Vance ma rację w swojej krytyce. Pomimo rosyjskiej agresji na Ukrainę i utworzenia specjalnego funduszu w wysokości ponad 100 mld euro (ok. 429 mld zł) Bundeswehra nadal stoi przed koniecznością restrukturyzacji. Nawet prestiżowy projekt Borisa Pistoriusa, polegający na zapewnieniu w pełni operacyjnej brygady na wschodniej flance NATO do końca 2027 r., stoi obecnie na chwiejnym gruncie.
Z niemieckiej perspektywy, plany Vance’a dotyczące najbliższej przyszłości Europy są niepokojące. „Nasza hojność w Ukrainie dobiega końca” — stwierdził we wspomnianym artykule. „Wystarczy, czas na pokój” — dodał. Donald Trump wypowiada się w podobnym tonie. Wielokrotnie powtarzał, że może zakończyć wojnę między Rosją a Ukrainą w ciągu 24 godzin.
Każdy, kto jest świadomy zależności ukraińskiej armii od niektórych systemów uzbrojenia i amunicji z USA, a także zna publiczne żądania Rosji dotyczące zawieszenia broni , wie, że spełnienie tych deklaracji oznaczałoby koniec dzisiejszej Ukrainy. Zostałaby ona zmuszona do przyjęcia pewnego rodzaju dyktowanego pokoju z poważnymi stratami terytorialnymi na wschodzie i południu.
Chiny odwracają się plecami do Rosji. Nie chcą „brudnych” juanów kupowanych w Moskwie. Rosyjscy importerzy lamentują Przesłanie Vance’a do Europy w jego gościnnym artykule brzmi: czas, abyście „stanęli na własnych nogach”. Przekonuje on, że państwa UE muszą opracować plan współistnienia z Rosją.
Pozostawia też otwartą kwestię, czy i w jaki sposób USA staną w obronie kontynentu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Konieczna zmiana podejścia Europa musi poważnie potraktować słowa obozu Trumpa i przygotować się na najgorsze.
Stary Kontynent musi przedefiniować swoje podejście do odstraszania — na wypadek, jeśli USA przestałyby angażować się militarnie w Europie. Bo w takiej sytuacji Kreml mógłby poważnie i szybko rozważyć ataki na państwa bałtyckie lub nienależącą do NATO Mołdawię.
To scenariusz, przed którym kilka miesięcy temu ostrzegał szef belgijskiej armii Michel Hofman. Boris Pistorius oświadczył, że jego zdaniem w 2029 r. Rosja może być w stanie zaatakować państwo NATO. Bez amerykańskich gwarancji obrony ta data stanie się nieaktualna.
Kto w Europie wziąłby na siebie odpowiedzialność w przypadku ewentualnego ataku armii rosyjskiej w krajach bałtyckich? Które państwa przejęłyby wówczas inicjatywę? Jak powinna być koordynowana obrona? Potrzebne są jasne odpowiedzi na te pytania i konkretne plany.
Jednocześnie UE, a przede wszystkim rząd niemiecki, musi teraz znacznie rozszerzyć swoje wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Będzie to jedyny właściwy sygnał, jaki można wysłać Kremlowi przed wyborami w USA.
Poważnie, ale bez paniki Pod wieloma względami wzmocnienie ukraińskiej armii leży w interesie Europy. Każdy, kto po ponad dwóch latach rosyjskiej agresji tego nie rozumie, najwyraźniej nie chce zrozumieć.
W przypadku potencjalnego upadku Ukrainy nawet dziesięć milionów ludzi może opuścić ten kraj. Kremlowscy twardogłowi, tacy jak choćby były prezydent Dmitrij Miedwiediew, nieustannie grożą — czasami zniszczeniem całej Ukrainy, czasami możliwymi atakami nuklearnymi.
— Obecny konflikt zbrojny z Zachodem rozwija się w kierunku najgorszego możliwego scenariusza — powiedział Miedwiediew pod koniec maja. „Do 2034 r. Ukraina przestanie istnieć”. Dmitrij Miedwiediew zabiera głos. Analitycy: Kreml przygotowuje Rosjan na 10 lat wojny
Potraktujmy rosyjskie wymachiwanie szabelką poważnie, ale bez paniki — bo nie ma ku niej powodów. Będąc grupą państw, NATO wyraźnie góruje nad Rosją pod względem zdolności wojskowych — nawet bez Stanów Zjednoczonych.
Sojusz dysponuje też większą liczbą żołnierzy, nowocześniejszymi czołgami i myśliwcami. Przygotowanie się na każdy, nawet najgorszy scenariusz, nie jest już podżeganiem do wojny. To kwestia odpowiedzialnej polityki.