Protest prosumencki przeciwko niekorzystnym rozliczeniom w fotowoltaice: czy grozi nam strajk?

Prosumenci, którzy oddają do sieci prąd ze swoich instalacji fotowoltaicznych w systemie tzw. net-billingu, są niezadowoleni z warunków swojego rozliczenia. Okazuje się, że obecnie bycie prosumentem stało się niezbyt opłacalne, przez co zainteresowani rozważają zorganizowanie strajku i wyłączenie swoich instalacji. Eksperci wypowiadają się odnośnie do następstw takiego działania.

Ponad 1,4 miliona prosumentów w naszym kraju produkuje energię w instalacjach fotowoltaicznych. W słoneczne dni udział ich produkcji w ogólnym bilansie energetycznym kraju potrafi w niektórych godzinach dojść nawet do 50 proc. Średnio w ciągu roku energia z fotowoltaiki stanowiła w 2023 roku 7 proc. zużywanej w Polsce.

Prosumenci są niezadowoleni nowym systemem rozliczeń, który obowiązuje ich od 1 kwietnia 2022. Osoby, które dołączyły do systemu po tej dacie, rozliczają się w dosyć skomplikowanym systemie net-billingu, który polega na tym, że prosument sprzedaje nadwyżki swojego prądu do sieci, a kiedy im jej brakuje, po prostu odkupują ją od dostawcy. Cena prądu jest uzależniona jednak od popytu i podaży, więc w okresach gdy energii ze źródeł odnawialnych jest bardzo dużo, indywidualni prosumenci muszą oddawać energię praktycznie za darmo, a kiedy nie ma warunków do produkcji energii ze słońca, ceny te rosną.

Jest to system dużo mniej opłacalny i narazający prosumentów na straty, w porównaniu z działającym przed 1 kwietnia 2022 roku modelem tzw. net-materingu. Działał on bezgotówkowo i indywidualny właściciel instalacji za każdą jednostkę oddawaną do systemu energii, mógł w okresie niedoboru odebrać 0,8 jednostki energii na swoje potrzeby. Takie korzystne rozwiązanie zachęciło do inwestycji w fotowoltaikę wielu prosumentów, którzy później musieli zadowolić się funkcjonowaniem na mniej preferencyjnych warunkach.

Co jeśli prosumenci zastrajkują? Zrzeszający się na mediach społecznościowych indywidualni właściciele fotowoltaiki okazują swoje oburzenie z obecnego, nieopłacalnego systemu. Wśród nich pojawiają się głosy o tym, by w ramach protestu odciąć na jakiś czas dostęp do energii z ich prywatnych instalacji. Jak podaje portalsamorzadowy.pl, jedna z uczestniczek grupy zachęcała: Wybierzmy słoneczny dzień i wyłączmy wszyscy instalacje na 10 minut. Niech rządzący zobaczą, że nie żartujemy. W grupach pojawiają się także oczywiście dyskusje na temat innych form protestu.

Eksperci uspokajają, że w przypadku przeprowadzenia przez prosumentów takiej akcji odbiorcom energii w Polsce nie grozi blackout. Przede wszystkim nieprawdopodobna wydaje się sytuacja, w której rzeczywiście całe 1,4 miliona indywidualnych producentów energii da radę się skrzyknąć i przeprowadzić podobną akcję. Zwłaszcza, że sam proces odłączenia instalacji od sieci jest dużo bardziej skomplikowany niż zwykłe naciśnięcie przełącznika w panelu.

System energetyczny kraju jest zaprojektowany w sposób, który ma zabezpieczyć go na wypadek nagłej utraty nawet kilku gigawatów mocy. Kłopot dla operatorów sieci mogłoby stanowić przede wszystkim to, że nie wiedzieliby oni kiedy przekierować do systemu więcej mocy z innych źródeł. W przypadku nagłego spadku mocy elektrownie mogą w dosyć szybkim tempie uruchomić dodatkową produkcję prądu i uzupełnić jego zasób w sieci.

Obecnie prosumenci liczą na rozwiązania, które zaproponuje rząd Donalda Tuska. W lutym 2024 minister Klimatu i Środowiska Paulina Hennig-Kloska ogłosiła, że trwają prace nad zmianą sposobu rozliczenia energii z prywatnych instalacji fotowoltaicznych. Nie będzie powrotu do net-materingu, jednak prosumenci zyskają możliwość wyboru, czy chcą rozliczać się w oparciu o rynkową miesięczną cenę energii, czy opierać się na stawce godzinowej z możliwością bonusu.

Oprac.: MT