Iga Świątek głosuje na konferencji. "Ta sytuacja musi ulec zmianie"

Niełatwy mecz pełen frustracji zamiast spodziewanej szybkiej demolki. Tak można podsumować starcie Igi Świątek z Rosjanką Kamillą Rachimową w I rundzie US Open. Szczęśliwa przegrana z kwalifikacji postawiła zaskakująco trudne warunki, choć sama Polka mocno jej pomogła, popełniając np. 41 niewymuszonych błędów. Irytację było widać np. w drugim secie, gdy Świątek zdenerwowała się trochę na swój sztab, co jednak rzadko jej się zdarza. Świątek wyszarpała zwycięstwo.

Po wszystkim znów uderzyła w WTA. Ostatecznie wygrała 6:4, 7:6(6), ale w wywiadzie pomeczowym sama przyznawała, że ma sporo wniosków do wyciągnięcia i musi być w grze o wiele stabilniejsza. Z kolei podczas konferencji prasowej miała sporo do powiedzenia w innym temacie.

Jeden z dziennikarzy zapytał ją o coś, o czym sama mówiła jeszcze podczas turnieju w Cincinnati. Chodzi o przeładowany terminarz tenisowy. Polka apelowała wówczas o zmiany, twierdząc, że takie natężenie do niczego dobrego nie prowadzi i sprawia, że dla samych zawodników tenis jest o wiele mniej przyjemny. Tym razem uderzyła w podobne tony. Świątek wskazała potrzebę zmian, ale jednocześnie zauważyła, że WTA już obiecało turniejom wiele rzeczy, z których niełatwo im będzie się wycofać.

„Coż, taka zmiana sama w sobie nie powinna być trudna dla osób rządzących. Ale oni już podjęli wiele decyzji i obiecali organizatorom turniejów kolejne. Musieliby zmienić zdanie, a to nie będzie dla nich takie proste, bo tu chodzi o biznes” – powiedziała Świątek.

Leaderska światowego rankingu podkreśliła, jak mało czasu na wszystko poza turniejami mają w sezonie zawodnicy. A z początkiem nowego sezonu władze tenisa nie czekają nawet do nowego roku.

„Zawodnicy są świadomi, że to, co się dzieje, jest szalone i grafik jest bardzo trudny. Mówiłam o tym w Cincinnati. Ludzie mogą mówić, że w takim razie nie muszę tyle grać. Przy czym mamy bardzo wiele obowiązkowych turniejów i często mało czasu np. na pracę na treningach, bo z jednego turnieju udajemy się prosto na drugi” – stwierdziła Polka.

„To musi się zmienić, bo to byłoby także lepsze dla fanów. Przy lżejszym grafiku moglibyśmy też prezentować wyższy poziom. Jednak teraz my nie mamy na to wielkiego wpływu. Wszelkie decyzje są nam przedstawiane po fakcie. My zawodniczki rozmawiałyśmy już z WTA, że chciałybyśmy mieć swoje zdanie. Być w procesie decyzyjnym, bo wydaje mi się, że nasz sport zmierza w złym kierunku” – oceniła Polka.

Naszą reprezentantkę zapytano także, co by zrobiła, gdyby układanie terminarza WTA zależało tylko od niej.

„Czy system sprzed dajmy na to, dziesięciu lat był zły? Wtedy nikt z władzy nie obiecywał organizatorom, że każdy z nas musi wziąć udział w co najmniej sześciu turniejach rangi WTA 500 w roku. To nie jest potrzebne, bo samymi 'tysiącami’ można zbudować świetny ranking. Kiedyś tenis nie był wcale mniej ciekawy, a zawodnicy w zawodach rangi 500 udział brać mogli, ale nie byli zmuszani. Oczywiście ja nie mam nic przeciwko takim turniejom, ale wiecie, czasem trudno je wcisnąć” – powiedziała Iga Świątek.