Afera goni aferę. Skandal pędzi za skandalem. Nikt jednak nie zadaje pytania, czy wystarczy mieć rację, aby zdecydowanie wygrać wybory z narodowymi populistami? Odpowiedź brzmi: nie. Afera goni aferę.
Na ostatniej prostej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego rząd Donalda Tuska postawił na straszenie Rosją oraz na ujawnianie skandali z udziałem polityków PiS-u. Nie wiem, czy to kampanijnie dobry pomysł. Jeszcze nie policzyliśmy zer w kwotach przelanych lekką ręką z Funduszu Sprawiedliwości, a tu już pojawia się nowy skandal z siedmioma mieszkaniami w tle. Tyle nieruchomości, wedle prasowych doniesień, miał za rozlewane na lewo i prawo właściciel firmy „Red is Bad”. Tu drapiemy się w głowę. A ile domów kupił sobie w ciągu ośmiu ostatnich lat niejaki Daniel Obajtek? Pewnie trudno już policzyć. Tak czy inaczej, nikt z nas takich gór złota nie zarobi przez całe życie…
Zmarnowane miliony w wyborach kopertowych, podsłuchiwanie ludzi w domach Pegasusem… Donald Tusk napisał ostatnio o „kradzieży zgodnej z procedurami”. To wręcz wyraz bezradności. Owszem, w kampanii wyborczej wywija się paragrafami jak maczugą. Komisje śledcze rosną szybciej od grzybów po deszczu. Jednak systemowe złodziejstwo lat 2015-2023 może okazać się nie do ukarania. Armie prawników po obu stronach barykady maksymalnie wydłużą postępowania karne, jeśli do nich dojdzie. Miną lata. Część spraw rozwieje się jak mgiełka, zresztą zgodnie z prawem.
„Prawdziwy patriota nie kradnie”, z kolei napisał minister sportu, Sławomir Nitras. Skoro trzeba przypominać o takich oczywistościach, to można od razu założyć, że w świecie polityki nic te słowa nie znaczą. Szuka się wciąż nowych nazw na opisanie systemowego naruszania zwykłej przyzwoitości. Jak się wydaje, niestety, część naszych milionów wydano zgodnie z prawem. I co wtedy? Przecież ostatecznym argumentem może być stwierdzenie: „tak nie wypada robić”. I już słychać w głowie śmiech tych, którzy pomyślą, że w polityce tylko „ostatni frajer” tak może powiedzieć.
Dla wyborców liczba afer przechodzi w nową jakość. Nową jakość trudno pojedynczemu wyborcy ocenić. Nowa jakość trudna do oceny przechodzi w obojętność. U niektórych skala procederu może nawet wzbudzić podziw. Wszystko to warto przypomnieć z zasadniczego powodu.
Otoż nie wystarczy mieć rację, aby wygrać z narodowymi populistami. Nie tylko zresztą w Polsce. Program polityczny narodowych populistów jest zwykle tak rozmyty, że potrafią oni zmieniać poglądy jak rękawiczki. Za Europą, ale przeciw. Za pomocą Ukrainie, ale przeciw. Za praworządnością, ale tylko będąc w opozycji.
Prezydent Andrzej Duda błysnął właśnie stwierdzeniem, że w latach 2015-2023 nie łamano praworządności. Nie ma to jak wesołe sianie semantycznego chaosu. Patriotyzm? Jaki patriotyzm? Jak zatem walczyć politycznie z ludźmi, którzy w zasadzie są bez politycznej własności? Główne hasła, jak „naród”, „wiara”, „sprawiedliwość” czy „prawo” – traktowane są tak rozciągliwie, że aż pękają i tracą znaczenie.
Potępianie narodowych populistów za to, że chcą władzy i wielkich pieniędzy wydaje się przecież naiwne. Że oszukują swoich wyborców w sprawach zasadniczych, jak ujawnił np. proceder sprzedawania wiz? No, i co z tego? To – podobnie jak afery – po politycznych konformistach spływa jak woda po gęsi.
Co zatem robić? Otoż powinno się wrócić do haseł i strategii z jesieni 2023 roku. Wtedy – różne partie w przyjaznej konkurencji – porwały za sobą większość głosujących. Poza przekazem negatywnym ważny był też przekaz pozytywny: wizja lepszej Polski po PiS-ie, a nie tylko przeciwko PiS. Sięganie dziś po metody czarnego PR-u bliskie poprzedniej władzy, nie przyniosło w sondażach przedwyborczych przełomu. Zatem nie tędy droga.
„Prawo i Sprawiedliwość” w czasach największych klęsk miało tyle samo poparcia, co teraz (np. w wyborach parlamentarnych z 2011 to było 29,89 proc.). Problemem zatem dla Platformy jest odzyskanie utraconych około 10 proc. (wówczas było to 39,18 proc. głosów).
Niestety, w 2024 roku ujawnianie afer, chociaż prawnie i moralnie słuszne, samo nie działa. Czas szybko zmienić strategię i taktykę. Z elastycznością przeciwnika politycznego nie ma żartów.
Za instrumentalnie traktowanym językiem patriotyzmu w latach 2015-2023 przecież płynęły prawdziwe pieniądze – z naszych, polskich podatków.